Z powodu wzmożonej ilości spamu, konta na stan obecny nie są tworzone automatycznie. Wnioski o konta użytkowników są akceptowane przez administrację. W celu stworzenia konta, prosimy kierować się na tą stronę. W biografii wpiszcie cokolwiek, co potwierdzi, że nie jesteście botem. Prosimy też o zajrzenie na nasz kanał na Discordzie.
Cage in Lunatic Runagate/Rozdział 2
< | Rozdział 1 | Rozdział 2 | Rozdział 3 | > |
第二話 三千年の玉
Rozdział 2: Klejnot trzech tysięcy lat
Bambusowy las spowiła gęsta mgła i zagubiony człowiek mógłby uwierzyć, że w każdym kierunku rozciąga się w nieskończoność. W dzikim bambusowym lesie nie powstają żadne ścieżki, grunt unosi się i opada na niewielkich pagórkach i nie istnieją jakiekolwiek punkty nawigacyjne. Nawet jeśli chcesz iść na wprost, w pewnej chwili wracasz w to samo miejsce. Te cechy sprawiły, że został nazwany Bambusowym Lasem Zagubionych.
W Bambusowym Lesie Zagubionych znajduje się moja rezydencja, Eientei. Żyję już dość długo, ale czas zaczął znów płynąć dopiero gdy wydarzył się tamten incydent. Gdy zaatakowali nas ludzie z ziemi dwa lub trzy lata temu, zdjęłam z Eientei zaklęcie wieczności.
Zrobiłam to, ponieważ byłam tak niesamowicie zazdrosna, gdy zobaczyłam współpracę ludzi i youkai. Poczułam się głupio, ponieważ przerażona ukrywałam się przed księżycem od tysiąca lat.
Zaklęcie wieczności zaprzecza wszelkim zmianom, przez co utrzymuje czystość i zatrzymuje postęp historii.
To, co żyje przestaje rosnąć, jedzenie się nie psuje, delikatne przedmioty się nie tłuką, nawet jeśli zostają upuszczone, a woda nie przepływa pod mostem. W swojej samoświadomości jako Lunarianki bałam się nieczystości Ziemi i rzuciłam to zaklęcie na wszystko w tym domostwie, ale w obliczu uroków Ziemi sama je zdjęłam.
W efekcie Eientei również zostało przykryte nieczystością Ziemi. Jedzenie psuło się, jeśli nie zostało szybko zjedzone, to co żywe zaczęło się naturalne starzeć i trzeba było troszczyć się o swoje cenne wazy. Jednak w zamian nasze niespokojne dni ukrywania się przed emisariuszami stały się radosne i przyjemne.
I tak Eientei, wraz ze wszystkimi mieszkańcami, stało się częścią Ziemi. Nigdy nie będziemy mogli powrócić na księżyc, ale niczego nie żałuję.
W Eientei znajduje się dość dziwne drzewko bonsai. Jego przypominające koralowce gałęzie nie rodzą owoców i na pierwszy rzut oka wyglądało jakby było martwe.
Ja jednak wiem, że pewnego dnia to bonsai zakwitnie i wyda wspaniały owoc. Wiem również, że nie zacznie kwitnąć, póki nie zostaną spełnione określone warunki. Jednak te warunki zaczęły powoli nabierać kształtu.
Dziś jest noc księżyca dożynek. Mieliśmy zamiar przygotować nasz comiesięczny festiwal księżycowy, ale z powodu niepogody postanowiłam pójść do pokoju Eirin i posłuchać o jej planach na wieczór.
„Zdaje się, że z powodu deszczu nie zobaczymy w tym roku księżyca dożynek”.
Powiedziałam to tak, jakbym była zawiedziona, ale tak naprawdę poczułam lekką ulgę. Choć dawniej bałam się nocy, gdy księżyc dożynek świecił jasno, to w ciągu ostatnich dwóch-trzech lat oglądanie księżyca stało się przyjemne. Ta zmiana jest trochę przerażająca. Jednak o wiele bardziej uspokajające było to, że teraz nie musiałam obawiać się bycia zobaczoną przez księżyc.
„To nawet lepiej, że księżyc chowa się za chmurami”.
Ostatnio pogoda przyniosła nam serię słabych opadów deszczu, sprawiając wrażenie, że zaczęła się jesienna pora deszczowa. Odnosiło się wrażenie, że tej jesieni nie było zbyt wielu słonecznych dni. Dzisiejszy dzień nie był wyjątkiem, od miały miejsce przelotne opady deszczu.
„Hej, Eirin? Może powinnyśmy powiedzieć Inabom aby były ostrożne i nie złapały przeziębienia podczas festiwalu?”
„Nie, Kaguya. Już im powiedziałam, że jeśli będzie bardziej padać, to festiwal odbędzie się w budynku. Jestem pewna, że nie chciałyby przygotowywać mochi na deszczu”.
„To prawda, nie chciałyby jeść mochi przygotowanych na deszczu”.
Coraz częściej myślę, że ostatnimi czasy Eirin zachowuje się nieco przyjaźniej wobec królików. Dawniej wszystkie Ziemskie stworzenia, nie tylko króliki, były dla Eirin niczym więcej niż jej rękoma czy nogami. Nawet w księżycowej stolicy Lunarianie postrzegali króliki wyłącznie jako narzędzia, więc to pewnie nic dziwnego. Lunarianie są tak wysoką klasą w porównaniu do Ziemian, że można śmiało powiedzieć, że żyją w zupełnie odmiennych wymiarach.
Podejrzewam, że w pewnej chwili Eirin zaczęła postrzegać nas, Lunarian, oraz stworzenia na Ziemi bardziej jako równych sobie. To pewnie z powodu pobytu w Gensokyo, gdzie ludzie i youkai żyją razem jak równy z równym.
To jednak nic złego. To dla mnie wygodniejsze, niż gdybym była traktowana jak ktoś szczególny. Ponieważ ja i Eirin jesteśmy jedynymi mieszkańcami Gensokyo, wiara w naszą wyższość nad mieszkańcami Ziemi prowadziłaby jedynie do izolacji, a ona miałaby zbyt wiele narzędzi, gdyby tylko tak postrzegała Ziemian.
Nie chcę zbytnio rozwodzić się nad tym, co działo się dawno temu, ale nigdy nie uważano mnie za równą z kimkolwiek na Ziemi. Nawet gdy zostałam wygnana na Ziemię po popełnieniu przestępstwa wypicia Eliksiru Hourai, ani jedna osoba nie traktowała mnie jak człowieka.
Prawdę powiedziawszy, gdy po raz pierwszy po moim wygnaniu przybyłam na Ziemię, trafiłam do bambusowego lasu spowitego gęstą mgłą, zupełnie jak ten. Pamiętam, że starsza para, która mnie znalazła, szczególnie ostrożnie podniosła mnie z ziemi.
To naturalne. Znaleziono mnie w świecącym pędzie bambusa w lesie, zbyt małą by można pomyśleć, że jestem ludzką istotą, więc nie zdziwiłabym się, gdyby uważali mnie za jakiegoś youkai. Zastanawiam się, dlaczego w epoce, gdy ludzie często byli łapani i zjadani przez youkai, starsza para wzięła mnie do domu i zaopiekowała się mną.
Uważam, że starsza para tak dobrze się o mnie troszczyła, ponieważ księżyc okresowo ich nagradzał za ich dom dziecka. Odniosłam wrażenie, że w nagrodę za opiekę, mieszkańcy Księżyca zostawiali złoto w świecących pędach bambusa, jak ten, w którym mnie znaleziono. Więc pozwalali mi ze sobą mieszkać, ponieważ wierzyli, że w ten sposób się wzbogacą. To dlatego tak dobrze się mną opiekowali i nigdy nie pozwolili mi wyjść z domu. Nie chcieli by inne domostwo odebrało im klucz do bogactwa.
Co więcej, wyróżniałam się na Ziemi. Nie robiłam niczego niezwykłego, jednak szerzyły się plotki i wkrótce wielu ludzi przychodziło mnie zobaczyć. Próbowałam unikać bycia w centrum uwagi na Ziemi i wkrótce zaczęły pojawiać się uczucia miłości oraz wdzięczności wobec starszej pary, którzy dokładali starań by mnie chronić.
Gdy tak mijały moje dni, zaczęłam postrzegać Ziemię jako miejsce o uroku większym niż Księżycowa Stolica. Wtedy ani razu nie użyłam swojej magii wieczności, więc sądzę, że zostałam osłabiona pod wpływem nieczystości Ziemi, nawet jeśli tylko odrobinę.
Wtedy jeszcze uważałam się za szlachciankę, inną niż mieszkańcy Ziemi i traktowałam ludzi jako środki do zdobycia celu, ale... Gensokyo jest naprawdę tajemniczym miejscem. To świat, gdzie ludzie i youkai żyją obok siebie, a stare przeplata się z nowym. Nikt nie zareagowałby na obecność Lunarian, czy zaawansowanej księżycowej technologii. Gdybyśmy powiedzieli, że jesteśmy jakąś wysokiej klasy szlachtą, zostalibyśmy wyśmiani.
Gensokyo okazało się być miejscem, które mnie uspakaja, ponieważ nawet gdybym się nie ukrywała, wcale bym się nie wyróżniała.
„Zwłaszcza, że podobno pH deszczu jest teraz bardzo niskie. Przecież Inaby mają tyle włosów...”
„Mm-hmm. Nie martw się, Kaguya. pH deszczu w Gensokyo wynosi 6. Nie więdną od tego rośliny, więc królicza sierść również nie będzie wypadać”.
„Eirin odpowiedziała poważnie na mój żart „A nawet gdyby zaczęła, łatwo byłoby sporządzić lekarstwo na jej przywrócenie”.
Chciałabym się dowiedzieć czegoś więcej o Ziemi. Oczywiście nie mogę się mierzyć z intelektem Eirin. Eirin potrafi znaleźć odpowiedź na każde skierowane do niej skomplikowane słowo, czy zdanie. Tak naprawdę, nawet nie wiem co to całe pH oznacza...
Zastanawiam się, skąd tyle wie. To coś, co zawsze było dla mnie tajemnicze, nawet gdy jeszcze mieszkałam na Księżycu. Posiada sporą wiedzę zarówno na temat Ziemi, jak i Księżyca, a nawet świata zewnętrznego, pomimo mieszkania w Gensokyo.
Jednak wykształceni ludzie mają coś, co można nazwać szczególnymi nawykami. Zazwyczaj nie potrafią przekazać wiedzy w łatwy do zrozumienia sposób. Czasem celowo powiedzą coś trudnego do zrozumienia by cieszyć się z reakcji innych. Istnieje przepaść pomiędzy nauczycielem a uczonym.
„Więc jeśli pH wynosi 6... ee...”
„To oznacza, że woda jest neutralna. Nie jest zbyt kwaśna”.
Więc poziom pH oznacza stopień zakwaszenia wody. Tym razem jestem wdzięczna Eirin, że wyjaśniła to w sposób łatwy do zrozumienia.
„Ach, więc deszcz również może być kwaśny. Cóż, może każemy Inabom przygotowywać mochi w budynku, nawet jeśli deszcz nie będzie padał zbyt mocno?”
Gdy to mówiłam, Eirin kiwnęła głową.
Opuściłam przesiąknięty zapachem lekarstw pokój Eirin i poszłam powiedzieć Reisen, która była w kuchni, o planach na dzisiejszy festiwal.
„Ach, księżniczka Kaguya. Jesteśmy już prawie gotowi, więc...”
Reisen była już ubrana w płaszcz przeciwdeszczowy i zdawała się być gotowa ruszyć na zewnątrz by ubijać mochi.
„Ach, w porządku. Przygotujcie je tym razem w budynku, proszę”.
„Hę?”
Zdaje się, ze to zaskoczyło Reisen. To pewnie dlatego, że jak do tej pory festiwal miał miejsce w budynku tylko wtedy, gdy wiatr był tak silny, że króliki nie potrafiły nawet stać prosto.
„Pani powiedziała, że mamy pozostać w środku jeśli deszcz będzie zbyt siny, ale pada dość słabo, więc zamierzaliśmy wyjść na zewnątrz...”
„Deszcz nie jest zbyt kwaśny, więc możecie zostać w środku”.
„Deszcz nie jest... A co to niby...”
„pH w okolicach 6 jest... cóż, nie przejmuj się tym. Zrób co mówię, a wszystko będzie w porządku.” Eirin uwielbia mówić w ten sposób. Powiedzenie tego jest dość przyjemne, nawet jeśli nie ma ku temu powodów.
„D-dobrze, dziękuję. Sądzę, że w takim razie festiwal odbędzie się dziś wewnątrz Eientei. Jednak może być nieco głośno...”
Króliki śpiewają pieśni ubijając ryż na mochi, podczas festiwalu księżycowego. Nie jest to tak naprawdę częścią ceremonii, ale króliki zdają się dobrze bawić, więc im na to pozwalamy. Cóż, mogą się nieco denerwować, robiąc to w budynku.
„Dziwne... To powinien być taki spokojny festiwal, a zawsze jest tak hałaśliwie”.
„Hę? Nie, tym razem z pewnością będziemy cicho”.
„Nie, nie. Nic się nie stało. Wiem ile radości sprawia wam śpiewanie podczas ubijania ryżu”.
„My? Cóż, tak naprawdę ja nie. Ale Tewi i inni nigdy mnie nie słuchają, więc...”
„Jeśli cię nie słuchają, to obiecywanie, że będzie cicho mija się z celem, prawda?”
Gdy tylko Reisen powiedziała „nie, tak, przepraszam”, z tylnych drzwi kuchni dało się słyszeć głos Tewi, „Już pora?”
„Cóż, w zamian za hałas, chciałabym byście spróbowały dziś przygotować dodatkowe smaki nadzienia do mochi”.
„To dość prosta do spełnienia prośba. Proszę, daj nam znać, jeśli masz na coś ochotę”.
Zastanowiłam się przez chwilę, by wreszcie odpowiedzieć „Mamy trójkolorowe mochi, więc dlaczego by nie spróbować z siedmiokolorowymi?”
Wróciłam do pokoju i zajęcia opiekowania się niezwykłym bonsai.
Nie mam zbyt wiele do zrobienia, nawet jeśli to dzień festiwalu księżycowego. Cóż, to dotyczy nie tylko przygotowań do festiwalu. Nieczęsto wykonuję jakiekolwiek zadania. Inaby informują mnie o tym, co dzieje się poza bambusowym lasem, a Eirin zajmuje się nagłymi przypadkami i gośćmi. Gdy nie masz nic do zrobienia, życie jest naprawdę nudne.
Sądzę, że tak samo było gdy mieszkałam w Księżycowej Stolicy. Z nudów zaczęłam fascynować się Ziemią, ale nie rozumiałam póki tu nie przybyłam. Brak jakichkolwiek zajęć nie był ograniczony do mojego otoczenia, czy to na Księżycu, czy na Ziemi, ale był to problem osobisty. Serce polegające wyłącznie na zewnętrznej stymulacji prowadzi jedynie do nudy i niepokoju.
Więc próbując przełamać nudę zaczęłam zajmować się tym bonsai. Twój nastrój naprawdę się zmienia, jeśli jest coś, co musisz robić każdego dnia.
Bonsai, w które tak uważnie się wpatruję, nigdy się nie zmienia niezależnie od tego, jak długo na nie patrzę. Jednak na Ziemi nic nie powinno być w stanie pozostać niezmienionym. Wszystko co ma kształt ulegnie erozji, a co żyje kiedyś umrze. To przeznaczenie, przed którym nic na Ziemi nie ucieknie. Eirin powiedziała mi, że to z powodu nieczystości, którą wszystko na Ziemi jest przesiąknięte.
Ta nieczystość kradnie wieczność z siły życiowej i fizyczności wszechrzeczy i jednocześnie okrada ją z czasu życia. Ponieważ wszystko na Ziemi jest w pewnym stopniu nią splamione, nic nie jest wieczne. I, oczywiście, nic nie może pozostać na zawsze niezmienionym.
Jednak bonsai stojące przede mną nie zostało splamione. Jest w stanie zachować swoją wieczność. Wydaje się nie być zdolne do wzrostu nie dlatego, że jest martwe, a dlatego, że wciąż jest przepełnione wiecznością dzięki mojej mocy. Moja moc to zdolność do kontrolowania wieczności i chwili. Pozwala mi stworzyć czystą wieczność, która na Ziemi nie mogłaby powstać w żaden inny sposób.
Tak naprawdę, to bonsai jest rośliną, która rośnie jedynie w Księżycowej Stolicy i jest nazywana udonge. Posiada tą samą nazwę, co legendarna roślina na Ziemi, która podobno kwitnie raz na trzy tysiące lat.
Roślina na Ziemi nie jest tą samą udonge. Swoją nazwę wzięła od rośliny z legendy i jedynie kwitnie bardzo rzadko.
Prawdziwe udonge to drzewa, które rosną jedynie w Księżycowej Stolicy. Gdy kwitną, na ich gałęziach pojawiają się piękne, siedmiokolorowe klejnoty. Gałąź wysadzana klejnotami, której zażądałam niegdyś od mężczyzny pragnącego pojąć mnie za żonę, odnosiła się do gałęzi z drzewa udonge, które wydało te „owoce”. Wysadzana klejnotami gałąź pochodzi od udonge Hourai.
Udonge w Księżycowej Stolicy nigdy nie kwitną, ani nie wydają owoców. Wyglądają na podniszczone, ale są ucieleśnieniem „upływu czasu” tkwiącego w frazie „wabi-sabi”. Tylko żyje, nigdy nie rosnąc i nie wydając owoców. Jeśli jednak przyniesie się jedną z jego gałęzi na Ziemię, zmienia swoją postać pod wpływem Ziemskiej nieczystości. Żywi się tą nieczystością i zaczyna rosnąć, wydając przy tym owoce będące pięknymi, siedmiokolorowymi klejnotami.
NIe wiem, jak roślina żywiąca się nieczystością mogłaby żyć na czystym Księżycu, ale jestem pewna, że została stworzona przez pewnego mędrca mieszkającego w Księżycowej Stolicy. Gdy tylko nieczystość trafiłaby na Księżyc, rośliny by rozkwitły, co działałoby jako sposób wykrywania nieczystości.
Emisariusze Księżyca zazwyczaj zabierają ze sobą gałąź udonge gdy schodzą na Ziemię. Na miejscu ofiarują ją ważnym osobom, a ta reaguje na ich nieczystość i rodzi piękne owoce. Im potężniejsza jest dana osoba, tym piękniejsze są owoce pojawiające się na gałęzi. Odbiorcy, oczywiście, niezmiennie uznają to za oznakę ich autorytetu.
Pomimo to, na Ziemi wszystko się kiedyś psuje. Dobrobyt obróci się w nicość i nawet silni kiedyś znikną. Gdy to się dzieje, wysadzana klejnotami gałąź udonge staje się dla wielu obiektem pożądania i rozpoczynają o nią walki. Tak więc pokój na Ziemi zostaje zaburzony i obrócony w chaos.
Innymi słowy, udonge jest często używany przez Księżyc jako metoda wywoływania nieporządku na Ziemi. Zrozumienie tego powinno być łatwe po przebadaniu ludzkiej historii. Zarówno ludzka historia, jak i wzrost są silnie powiązane z walką. Bez konfliktów ludzkość nie miałaby pędu do rozwoju. Gdy ludzie będą zadowoleni ze swojego stanu, równie dobrze mogą zrezygnować z życia.Mieszkańcy Księżyca spędzają sporą część życia na rozmyślaniu o mieszkańcach Ziemi. Historia Ziemi postępowała dokładnie tak, jak chciał tego Księżyc.
„Kaguya, spójrz. Deszcz przestał padać i widać księżyc wyglądający zza chmur”.
Otwarłam oczy, gdy usłyszałam za sobą głos. Pewnie zasnęłam gdy rozmyślałam, patrząc na bonsai.
„Ojej, to prawda. Pewnie zdrzemnęłam się patrząc na bonsai”.
Bonsai udonge, które trzymałam w dłoniach, wciąż nie zakwitło, ani nie wydało owoców.
To dlatego, że na całe domostwo rzuciłam zaklęcie wieczności, ale po niedawnych wydarzeniach zdjęłam to zaklęcie. Innymi słowy, historia Eientei zaczęła biec do przodu, tak jak na całej Ziemi. Wkrótce Ziemska nieczystość zaczęła rozprzestrzeniać się po domostwie, a Eientei stało się kolejnym fragmentem Ziemi. Kwitnięcie udonge jest tylko kwestią czasu.
Jeśli poglądy moje i Eirin się zmieniły, to pewnie efekt Ziemskiej nieczystości. Gdy raz dotnie się nieczystości Ziemi, nigdy nie możesz powrócić do Księżycowej Stolicy, ale nie miałyśmy zamiaru wracać. Żal mi jednak Reisen, która została wplątana w nasze sprawy.
A, właśnie. Eirin często nazywa Reisen „Udonge”. Zastanawiam się, dlaczego? Pewnie myśli o niej jak o jakimś wskaźniku nieczystości, która się na nas czai... A może to oznacza, że księżycowy królik, który nie znał nieczystości stanie się czymś pięknym, gdy dotknie Ziemi?
„Ojej, może to z powodu deszczu, ale dziś księżyc wygląda tak pięknie. Więc, co z Inabami? Powiedziałam im, że festiwal może się dziś odbyć w budynku, ale...”
Eirin odpowiedziała z uśmiechem:
„Już są na zewnątrz. Zdaje się, że czują się tam swobodniej.”
„Hmm... Zastanawiam się, co to oznacza.”
„Niezależnie czym się zajmujesz, zawsze jesteś spokojniejszy gdy szefa nie ma w pobliżu”.
„Cóż, może więc powinnyśmy kazać im urządzać festiwal na zewnątrz, bez względu na pogodę? Czy to nowaki[*], czy coś innego”. Zza okna dało się usłyszeć głosy królików. Gdy były w budynku ich śpiew był ograniczony. Teraz zdawały się czerpać ze śpiewu jeszcze więcej radości. Eirin zauważyła bonsai udonge.
„...Widzę, że wciąż się nie zmieniło. Jestem pewna, że wkrótce zacznie rosnąć. A gdy zakwitną pierwsze kwiaty, powinno wydać piękne, siedmiokolorowe klejnoty. Będzie wspaniale, prawda?”
„Tak, to prawda. Dla mieszkańców Ziemi wysadzana klejnotami gałąź udonge jest specjalnym przywilejem. Ach, i postarałam się, by pomóc nam dziś skosztować tego owocu z klejnotami”.
Eirin zapytała „Co przez to rozumiesz?” i przechyliła głowę. To miło, że czasem potrafię ogłupić Eirin.
„Poprosiłam Reisen aby przygotowała na dzisiejszy festiwal siedmiokolorowe manju zamiast typowych, trójkolorowych”.
„Rozumiem, interesujące. Nie jestem jednak pewna, czy chciałabym aby miały te same kolory, co klejnoty udonge”.
„Dlaczego?”
„Ponieważ klejnoty Hourai mają kolory takie jak błękitny i indygo, które nie są zbyt apetycznie, nie sądzisz?”
Głosy królików śpiewających za oknem przybrały na sile. Dźwięki ubijania mochi brzmiały jak bęben taiko. Króliki posiadają tajemniczą zdolność. Nawet bez telepatii potrafią utrzymywać silną więź bez wymiany słów.
Reisen potrafi komunikować się z królikami na Księżycu, a Tewi i pozostałe bez słowa potrafią tańczyć z zachowaniem doskonałego rytmu. Rytm i cykliczna natura ubijania składają się w jedną całość, by stworzyć tajemniczą odmianę muzyki.
Eirin i ja chłonęłyśmy muzykę, graną za oknem przez króliki, pijąc herbatę i rozkoszując się jesienną nocą. Ponieważ był to księżyc dożynek, przez pewien czas odpoczywałyśmy na zewnątrz.
„Dzisiejszy rytm królików jest niesamowity, prawda? Zastanawiam się, dlaczego”.
„To pewnie z powodu księżyca dożynek...”
Po chwili Eirin kontynuowała „Zupełnie jak kecak, prawda?”, ale nie miałam pojęcia o czym mówi.
„Tak nawiasem, Eirin. Przypomnij sobie co działo się dwa miesiące temu... Czy nie sądzisz, że od tamtej pory coś się zmieniło?”
„Tak, ktoś na Ziemi z pewnością szerzy wieści na ten temat i obecnie wszyscy rozmawiają o Księżycu”.
No, właśnie. To chyba dwa miesiące temu zaczęły się plotki, że siły rewolucji pod dowództwem Eirin mają infiltrować Księżyc, i że w świątyni pojawił się zbiegły królik.
Słyszeliśmy o plotkach, że w Księżycowej Stolicy już wcześniej narastał wewnętrzny nieporządek, i że ktoś w Księżycowej Stolicy z pewnością wywoływał niepokój. Być może używali nazwiska Eirin jedynie jako kozła ofiarnego, a może pojawiło się w naturalny sposób.
Nie martwiłam się tym zbytnio od kiedy Eirin wysłała zapieczętowany list do pewnych osób na Księżycu, którym ufała, a w którym wyjaśniała okoliczności, ale od tamtej pory jeszcze więcej osób w Gensokyo zaczęło szerzyć plotki o Księżycu.
„Ale żaden człowiek nie powinien wiedzieć, że królik z przed dwóch miesięcy był księżycowym królikiem, prawda?”
„Cóż, to był pewnie niespodziewany wypadek”.
„Wypadek?”
„To pewnie coś, czego prawdziwy sprawca nie przewidział”.
„...Zastanawiam się, czy taka osoba naprawdę istnieje? Po prostu nie mam pojęcia, co sobie wyobraża sprawca. A co, jeśli to nie był wypadek i sprawca to również przewidział?”
„W takim wypadku... bym się poddała”.
Eirin powiedziała „Bo przecież nie mam innego sposobu by skontaktować się z tymi dziewczynami na Księżycu” podnosząc obie ręce na wysokość ramion, gdy patrzała w niebo.
Wojna na Księżycu nie była jedynym problemem. Zdaje się, że wampir próbuje poskładać rakietę, która ma zabrać go na księżyc. Jeśli wierzyć plotkom, tworzyli jakąś sporą konstrukcję i zaangażowali w to nawet Kourindou i świątynię.
„Zastanawiam się, czy to wampir za tym stoi. Podobno prawie ukończyli budowę rakiety księżycowej, a próba inwazji na Księżycową Stolicę to coś, do czego byłaby zdolna”.
„To dość prawdopodobne, jednak oznaczałoby to, że użycie mnie jako kozła ofiarnego, flaga spadająca z księżyca i pojawienie się księżycowego królika, to tylko zbieg okoliczności”.
„Dlaczego?” Miałam wrażenie, że znałam odpowiedź, ale byłam nieco zawiedziona, że usłyszałam odpowiedź, której się spodziewałam: „Ponieważ tamto dziecko o niczym nie wie”.
Na zewnątrz głośne, tubalne dźwięki ubijania zmieniły się w głosy rozmów królików. Zdawało się, że ten festiwal również zakończył się bez incydentów.
Gdy Eirin i ja wyszłyśmy na zewnątrz by to sprawdzić, mochi piętrzyły się już na wielkim talerzu. Istotnie, były wspaniałymi, siedmiokolorowymi mochi, ale psychodeliczne kolory, jak jaskrawy czerwony, czy olśniewający błękit, sprawiały, że nie wyglądały zbyt apetycznie.
„Ach, księżniczka Kaguya i pani. Wciąż sprzątamy, więc proszę byście jeszcze chwilę poczekały”.
Reisen rozkazała Tewi posprzątać kamienie młyńskie. Spojrzałam w niebo próbując odnaleźć piękny księżyc, nazywany księżycem zbiorów, jednak nie nigdzie go nie widziałam.
„Deszcz przestał padać, ale... księżyc znów skrył się za chmurami”.
„Tak, to prawda. Pojawia się tylko na krótkie chwile. Miałam nadzieję, że wreszcie będziemy mogły usiąść i pooglądać księżyc, ale... czy coś się stało?”
„Nie, tylko to zabawne słyszeć »Miałam nadzieję, że wreszcie będziemy mogły usiąść i pooglądać księżyc« od zbiegłego księżycowego królika”. Nie mogłam przestać się łagodnie śmiać.
Nieco zawstydzona Reisen powiedziała „Cóż, jeśli spędzasz czas na Ziemi, zaczynasz się zachowywać jak Ziemianie”.
Ziemskie króliki posłusznie sprzątały kamienie młyńskie. Zazwyczaj nie przykładałyby się zbytnio do sprzątania, a po chwili gdzieś zniknęły, więc Reisen była zdumiona ich posłusznym zachowaniem.
Oczywiście to dlatego, że tym razem do mochi nie dodaliśmy leków. Zazwyczaj dorzucilibyśmy substancję, która sprawia, że króliki są bardziej podekscytowane gdy podkradają nieco mochi podczas festiwalu, aby były bardziej żwawe, ale tym razem podmieniłyśmy ją na lekarstwo na wzmocnienie, ponieważ dziś my również chciałyśmy ich skosztować. Bez stymulantów króliki były o wiele bardziej posłuszne.
Zdaje się, że i bez tego króliki były podekscytowane podczas festiwalu. Jeśli mogły się tak dobrze bawić nawet bez dodawania lekarstwa do mochi, to tym lepiej.
„Ach, Reisen. Poprosiłam o siedmiokolorowe mochi, ale okazały się być bardzo barwne, prawda?”
Po czym powiedziałam do siebie „trójkolorowe mochi zabarwione na brzoskwiniowy, biały i ciemno-zielony kolor również nie wyglądały zbyt apetycznie”.
„Ach, więc może o nich opowiem? Przygotowaliśmy tęczowe mochi, z kolorem czerwonym, pomarańczowym, żółtym, zielonym, niebieskim, indygo i fioletem. Zrobiliśmy co w naszej mocy by stworzyć każdy z kolorów... ale skupialiśmy się tylko na kolorach, więc zawartość może nie być zbyt apetyczna. Czy mimo to chcesz o nich usłyszeć?”
„Nie, dziękuję”. Nie były zbyt apetyczne nawet gdy nie wiedziałam, co się w nich znajduje i byłoby szkoda gdybym miała jeszcze mniej chęci na ich dokończenie.
Eirin włożyła niebieskie mochi do ust i powiedziała „Ten jest całkiem dobry”. Wiedza Eirin należy do tych, które zawsze potrafią stawić czoła każdemu wyzwaniu. Byłam pod wrażeniem.
„Przepraszam, że zmieniam temat, ale czy nie odnosicie wrażenia, że nieporządek na Księżycu zaczyna się teraz przenosić na Ziemię?”
Eirin i ja spojrzałyśmy na siebie i razem powiedziałyśmy „To nic, czym króliki musiałyby się przejmować”.
Reisen wyglądała, jakby poczuła się nieswojo.
„Cóż, nie wiem czy to coś poważnego, ale pokojówka wampira przyszła tutaj aby zapytać o paliwo, które zabierze ich na Księżyc”.
„Ach, więc przyszła również tutaj?”
„Również tutaj?”
„Eirin i ja rozmawiałyśmy o tym wcześniej. Wampir próbuje zbudować rakietę, która zabierze ich na księżyc. Zdaje się, że chodzą wszędzie próbując znaleźć dla niej paliwo rakietowe”.
„Rozumiem. Cóż, odesłałam ją gdy tylko tu przyszła...”
„Dlaczego ją odesłałaś?”
„Hę? Cóż, nie mamy powodu by pomagać ziemskim youkai w próbach dostania się na Księżyc, prawda? No i nie chciałam żadnej z was zawracać tym głowy”.
„Nie powinnaś była jej odsyłać, a posłać herbatę. Byle nie informacje”.
Zaczął wiać zimny wiatr, być może z powodu wcześniejszego deszczu. Wszystko wskazywało na to, że bezpiecznie przetrwałyśmy kolejną pełnię księżyca. Szczerze powiedziawszy, pewnie nie musimy się już obawiać, że przybędzie ktoś z Księżycowej Stolicy, kto odnajdzie nas podczas pełni księżyca. Uważałyśmy, że to już nie jest możliwe.
Zastanawiam się, dlaczego moje spojrzenie na świat tak bardzo się zmieniło w trzy lata, po tym jak przez ponad tysiąc lat ukrywałyśmy się za moim zaklęciem wieczności.
Jeśli to z powodu nieczystości, która powoduje zużywanie się wszystkiego na Ziemi, to Ziemianie muszą się bardzo szybko przystosowywać do zmian. Nie martwią się ciągle o to samo, ale raczej przechodzą od jednego problemu do następnego i zapominają o nieprzyjemnych doświadczeniach. Jeśli ja tak bardzo się zmieniłam, to zastanawiam się, czy Eirin też?
Eirin żyje już znacznie dłużej niż ja. Z powodu swej długowieczności nawet na Księżycu była ważną postacią pełniącą rolę mędrca. Odkąd przybyła na Ziemię, jej sposób myślenia jest zupełnie inny niż u ludzi.
Dlatego uważałam, że nawet jeśli zdejmę czar wieczności, to Eirin się zbytnio nie zmieni. Sądziłam, że nie mamy żadnego związku z ziemską nieczystością. Oczywiście prawda byłą inna i można dostrzec drobne zmiany w zachowaniu Eirin.
Eirin otwarła klinikę na Ziemi. Obecnie jest tak dobrze znana, że ludzie z wioski przychodzą do niej z przypadkami, z którymi nie radzą sobie ich lekarze. Dawna Eirin nawet by o tym nie pomyślała. Wcześniej traktowałaby ich tylko jako środki do osiągnięcia celu, a teraz nawet pomaga im zachować dobre zdrowie.
Co do powodów, dla których otwarłą klinikę, Eirin sama powiedziała „Od teraz musimy żyć jak Ziemianie, więc nie możemy zaniedbywać naszych obowiązków wobec innych. Ziemskim zwyczajem jest pomaganie innym w potrzebie”. To pewnie jak w tym powiedzeniu, codzienna praca za codzienny chleb.
Sądzę, że to rozumiem. Nawet parze, która mnie wychowała, odebrano spokojne życie przez obfite wynagrodzenie z Księżyca. Ziemianie nie spodziewają się efektów za coś, co wykracza poza ich działania. Coś takiego przyciągałoby nieszczęście.
Choć to rozumiem, sama nie potrafię tego praktykować. Odnoszę również wrażenie, że istnieje wiele innych osób, które nie pracują dla dobra innych. Gdy opowiadałam Eirin o tych moich troskach. uniknęła pytania, mówiąc „Kaguya, nie przejmuj się niczym poza tym, co ty, sama chcesz robić. Jeśli nie masz niczego, co chciałabyś robić, to spraw by poszukiwanie zajęcia było twoim zajęciem”.
Wciąż nie odnalazłam dla siebie roli w Ziemskiej społeczności, ale coś powinno się rozpocząć gdy udonge zacznie kwitnąć. Uważałam, że jego kwiaty mogą zacząć kwitnąć gdy znajdę sobie zajęcie.
„Reisen. Jeśli któryś ze służących wampira znów tu przyjdzie, mam nadzieję, że przyprowadzisz go do mnie”.
Rada Eirin dla Reisen zabrzmiała nieco surowo, więc Reisen wydawała się być nieco przygnębiona mówiąc:
„Przepraszam, pani. Czy chciałaś się czegoś dowiedzieć od tamtej pokojówki? Sądzę, że ma zamiar przyjść tu jeszcze raz...”
Eirin odpowiedziała „Jeśli przyprowadzisz ją do mnie, będę mogła ją grzecznie wyprosić” i uśmiechnęła się. Reisen zdawała się być nieco spokojniejsza gdy to usłyszała i powiedziała „Cóż, w takim razie następnym razem przyprowadzę ją do ciebie”.
„Przecież i tak nie mamy już jak wrócić na Księżyc”.
„To prawda... ale pomimo wszystko, wampir będzie chciał wiedzieć jak tam dotrzeć” wyszeptała Reisen, wpatrując się w miejsce, gdzie powinien znajdować się księżyc dożynek.
Eirin zauważyła delikatną zmianę w postawie Reisen i powiedziała, by ją uspokoić:
„Jak już mówiłam, nie musisz się o nic martwić, nawet jeśli zamieszki dotrą na Ziemię”.
Zdawało się, że Reisen osiągnęła jakiś przełom i jeszcze raz poprosiła swoją panią o potwierdzenie.
„Czy to dlatego, że nikt na ziemi nie jest w stanie dostać się na Księżyc?”
Eirin tajemniczo się uśmiechnęła, gdy to usłyszała i odpowiedziała:
„Hahaha, nie o tym mówię. Już nie należymy do społeczeństwa Księżyca. Jesteśmy tylko prostą grupką ludzi i youkai mieszkających na Ziemi, więc nie ma potrzeby byśmy przejmowali się tym, co dzieje się na Księżycu”.
Gdy to usłyszałam, również się uśmiechnęłam i postanowiłam pozostawić wszystkie dziwne wydarzenia w rękach Eirin.
Str.41 ^* : Tajfun/huragan pojawiający się jesienią.
< | Rozdział 1 | Rozdział 2 | Rozdział 3 | > |